Politycy vs technokraci
19 kwietnia 2008Stanisław Gomułka pożegnał się z rządem i udzielił wywiadu:
Czy ten rząd ma szanse zrobić poważne zmiany czy tylko kosmetyczne?
– Generalnie w rządzie jest obawa, że nawet jak zaproponuje w najbliższych dwóch-trzech latach istotne reformy, to one spotkają się z wetem prezydenta i nie wejdą w życie. Dlatego wielu skłania się ku koncepcji, by podstawowym instrumentem realizacji tych reform były działania administracyjne, bez zmiany porządku prawnego.
Jakie pomysły PO i PSL jako ekonomista uważa pan za najbardziej karkołomne?
– Jest ogromna presja ze strony polityków, by dużo mówić o rzeczach, które oni uznają za politycznie „dobre”, chwytliwe dla wyborców, np. o obniżaniu podatków. W ogóle nie było zainteresowania wśród ministrów i polityków dyskusjami o tym, jak kontrolować wzrost wydatków, jakie reformy wprowadzać, by ten wzrost wyhamować.
Z tego, co pan mówi, wynika, że minister Rostowski też może złożyć dymisję.
– Na razie minister Rostowski ciągle wierzy, że te działania administracyjne, niewymagające zmian w ustawach, mogą przynieść rezultaty.
Pisałem już wcześniej, że kiedy specjalista zostaje politykiem doświadcza zmiany perspektywy. W polityce najlepsze nawet pomysły same się nie bronią. Wygrywają ci, którzy potrafią przekonać innych do swoich koncepcji – choćby mizernych. W takiej sytuacji do przeprowadzenia istotnych reform potrzeba albo specjalisty, który ma ogromny dar przekonywania do swoich pomysłów i dopasowania rewolucyjnych koncepcji do otaczającej go rzeczywistości, albo polityka o ogromnym poparciu, który – zauroczony pomysłami doradców – jest w stanie zaryzykować spadek notowań w krótkim okresie w celu przeforsowania niepopularnych zmian, przynoszących korzyści (także polityczne) w przyszłości.
Sytuacja w Ministerstwie Finansów pokazuje, że i tym razem – niestety – nie ma u władzy ani przekonujących technokratów, ani polityków z wizją.