Unijny eksperyment
12 lutego 2008Francja domaga się możliwości wpływania na politykę pieniężną unii walutowej. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Unia Europejska to wizja. Marzenie o politycznie i gospodarczo zjednoczonych kontynencie, który odgrywa istotną rolę we współczesnym świecie. Idea ta, wraz z całą nadbudową polityczną, jest spritus movens realnych procesów integracyjnych, które dostrzegamy m.in. na płaszczyźnie gospodarczej.
W praktyce oznacza to niestety bardzo często rozdźwięk między wizją a rzeczywistością. Z jednej strony członkowie Unii chwalą piękno przyświecającej jej idei i akceptują (po mniejszych lub większych targach) główny kierunek jej rozwoju. Z drugiej strony regularnie pojawiają się rozbieżności dotyczące partykularnych celów politycznych i gospodarczych.
Unia Europejska to eksperyment. Eksperyment, w którym polityka ma pierwszeństwo przed ekonomią. Rozszerzenie Unii na wschód czy wprowadzenie euro to decyzje podjęte w głównej mierze w oparciu o przesłanki polityczne. Ekonomiczna analiza obu procesów wskazywałaby w najlepszym wypadku na konieczność dłuższego okresu wzajemnego dostosowywania gospodarek tak, aby pozytywne efekty gospodarcze były bardziej pewne. Niestety, coraz częściej odnieść można wrażenie, że politycy na siłę chcą przyspieszyć proces realnej integracji gospodarek europejskich.
O ile do współpracy gospodarczej przekonywać mnie nie trzeba, o tyle koncentracja struktur politycznych jest dla mnie dość problematyczna. Integracja gospodarcza ma tę przewagę nad polityczną, że może być przeprowadzana w sposób zdecentralizowany. Nawet nie tyle „być przeprowadzana” co „nastąpić”. Integracja polityczna zazwyczaj oznacza dążenie do formy imperialnej albo federacyjnej. USA z dużą dozą integracji gospodarczej i pełną integracją militarną oraz UE z integracją instytucjonalną za to pozbawiona jednolitych struktur odpowiedzialnych za armię czy politykę zewnętrzną, są ciekawym materiałem do porównań.
Odnośnie Francji – niestety, „Teorii optymalnych obszarów walutowych” jeszcze nie przeczytałem :-), natomiast ich tłumaczenie o niekorzystnym kursie Euro wydaje mi się co najmniej zagadkowe.
Integracja polityczna tak, jak Ty ją rozumiesz, to zupełnie inny problem. I jest to problem czysto polityczny (no bo co ma gospodarka do wspólnej armii?). Ja napisałem o rozdźwięku między polityką a gospodarką przy integracji ekonomicznej. Integracja gospodarcza wydaje się nie nadążać za polityczną wolą integracji. Politycy UE zaczynają używać mechanizmu samospełniających się przepowiedni. Widać to wyraźnie przy wprowadzaniu euro. W sumie (wg teorii optymalnych obszarów walutowych) nie jesteśmy jeszcze gotowi, ale jak już wprowadzimy euro, to gospodarki szybciej się na wspólną walutę przygotują 🙂
Inna sprawa, że teoria optymalnych obszarów walutowych sama w sobie nie daje jednoznacznej praktycznej odpowiedzi, kiedy wprowadzać wspólną walutę. To raczej bardzo wygodne narzędzie analityczne pozwalające przeanalizować wszystkie pozytywne i negatywne aspekty wprowadzenia jednej waluty.
„(…)
Integracja gospodarcza wydaje się nie nadążać za polityczną wolą integracji.
(…)”
To chyba łatwo wyjaśnić. Integracja polityczna to posady, nowe stopnie kontroli, stanowiska lepiej płatne i bardziej oddalone od elektoratu, bo oddzielone od niego kolejnymi poziomami biurokracji. Sam miód dla osób, które w takim środowisku chcą robić karierę.
Z integracją gospodarczą jest zupełnie inaczej. Oznacza ona utratę części kontroli nad produkcją tortu, wystawienie własnych wyborców na siły generalnie dobroczynne ale bardzo trudne do sprzedania w trakcie wyborów. Łatwiej jest sprzedać protekcjonizm niż gospodarkę otwartą, choć zdarzają się wyjątki.
Jeśli chodzi o Euro, to póki co nie jestem przekonany. Rozumiem, że stabilność i takie tam, a EBC wydaje się też nieźle radzić z zarządzaniem walutą, niemniej stan zaostrzonej konkurencji między walutami też ma swoje zalety. Myślę, że Euro wspólna waluta powinna być kontrowana kolejnymi aktami ułatwiającymi przepływ kapitału i ludzi oraz znacznie większą swobodą w określaniu kształtu systemu podatkowego na poziomie pojedynczych krajów.