Przyznajcie się do prywatyzacji

22 października 2008 Wyłączono przez Błażej Łyszczarz

Poprawa funkcjonowania szpitali to tylko jeden element naprawy systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Element, na którym w największym stopniu koncentrują się polityczne burze. A najwięcej zamieszania wywołuje kluczowe słowo padające w debatach o gospodarce publicznej: prywatyzacja.

Rząd zrobił właśnie pierwszy krok na ścieżce legislacyjnej ze swoimi projektami ustaw reformujących opiekę zdrowotną. Kluczową kwestią proponowanych przez minister zdrowia zmian jest uporządkowanie sytuacji finansowej zakładów opieki zdrowotnej. Forma organizacyjna, w której funkcjonowały dotąd, pozwalająca na zadłużanie się w nieskończoność, nie stwarzała w zasadzie żadnych bodźców do racjonalnego gospodarowania. Doprowadziło to wiele szpitali do milionowych długów. Akcje oddłużeniowe prowadzone przez kolejne rządy miały charakter demoralizujący – szpitale, których finanse były zdrowe nie zyskiwały na nich nic, te zaś które zadłużały się na potęgę dostawały nagrodę w postaci spłaty długów przez Skarb Państwa. Obecny projekt zmian zakłada jeszcze jedno – ostatnie – oddłużenie, z jednoczesnym nałożeniem odpowiedzialności na ZOZ-y za własne finanse. Drogą do tego ma być przymusowa ich komercjalizacja, pozwalająca także na prywatyzację.

Tymczasem zwrot „prywatyzacja szpitali” stał się w ostatnich miesiącach swego rodzaju fenomenem językowym. Gorącym kartoflem, podrzucanym przeciwnikom politycznym, by ich poparzyć. „Prywatyzacja szpitali” okazała się straszakiem takim, jak dwadzieścia lat temu „czarna wołga” krążąca po mieście i porywająca dzieci. Straszakiem jak się wydaje skutecznym, bo pacjenci przepytywani przez dziennikarzy z całą stanowczością twierdzą, że prywatyzacji nie chcą. Nie wiedząc nawet, że właśnie w prywatnym szpitalu się znajdują i leczeni są bezpłatnie.

Czy mamy się czego bać? Czy te zmiany rzeczywiście doprowadzą do tego, czym straszą ich przeciwnicy – że pewnego dnia, gdy będziemy musieli wezwać pogotowie, dyspozytor zapyta nas najpierw o numer karty kredytowej? Oczywiście, że nie. Finansowanie opieki zdrowotnej ma nadal być oparte na dotychczasowych zasadach – publiczny płatnik, publicznymi pieniędzmi płacić będzie prywatnym dostawcom usług, którzy od nas żadnych pieniędzy chcieć nie będą.

READ  Gdy piractwo nie szkodzi

Wydaje mi się, że błędem popełnianym przez rząd jest nieprzyznawanie się do intencji prywatyzacyjnych. Chowając się za półsłówkami i nie mówiąc wprost, że chcą nareszcie uzdrowić gospodarkę finansową szpitali politycy odbierają sobie możliwość pokazania co zyskamy. A o tym co zyskać możemy przekonuje przykład szpitali powiatowych, które zostały skomercjalizowane (to aż 65 spośród 250 szpitali tego typu). Przestały przynosić straty, zaczęły płacić więcej personelowi i lepiej karmić pacjentów. Niestety ci pacjenci wciąż często nie wiedzą, że leczą się w szpitalu, który już dawno jest spółką.