Z prądem i pod prąd
28 kwietnia 2008Profesor Witold Kwaśnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego napisał ostatnio list do redakcji Rzeczpospolitej w odpowiedzi na artykuł profesora Andrzeja Wojtyny „Jak powinno się wypowiadać o przyszłych stopach procentowych?„. Przedstawia w nim pokrótce poglądy austriackiej szkoły ekonomii na rolę banku centralnego w gospodarce i argumenty za rezygnacją z emisji pieniądza symbolicznego. Odpowiedź, jaką uzyskał brzmiała następująco:
Dziękuję za list. Bardzo ciekawy. Ze względów edytorskich nie uda nam się jednak zamieścić go w takiej formule.
Rozumiem, że gazety nie są w stanie publikować każdego listu, który przychodzi do redakcji. Rozumiem, że dana forma może redakcji nie pasować. (Chociaż, na miejscu prof. Kwaśnickiego, zapytałbym, w jakiej formie mogą tekst zamieścić, skoro tyko forma im przeszkadza.) Mam świadomość, że list nie odnosił się dokładnie do meritum komentowanego artykułu, a Rzeczpospolita to nie jest wydawnictwo naukowe. Tym niemniej żałuję, że wspomniany list nie został opublikowany.
Nie jestem zwolennikiem ekonomii austriackiej. W sporze, który zarysował w swoim liście prof. Kwaśnicki, znalazłbym się raczej w obozie prof. Wojtyny. Tym niemniej będę bronił prawa do prezentowania problemu z różnych punktów widzenia. W świecie nauki to więcej niż prawo – to obowiązek.
Nie trzeba zgadzać się z czyimiś poglądami, żeby z uwagą słuchać jego wypowiedzi. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że im bardziej ktoś się ze szkołą austriacką nie zgadza, tym częściej powinien odwiedzać strony Instytutu Misesa. Nie można przecież prowadzić sensownej dyskusji naukowej, nie znając argumentów strony przeciwnej. Niestety, także w świecie nauki, bardzo często o tym zapominamy.
Zupełnie naturalne jest, że dominujące w danym momencie prądy naukowe marginalizują poglądy mniej popularne i bardziej kontrowersyjne. Często nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdziwością lub nieprawdziwością tez czy falsyfikacją hipotez. Wszyscy ludzie ulegają modom oraz sile przekonywania! Bez względu na to, czy są naukowcami, przedsiębiorcami, pracownikami biurowymi czy szukającymi akceptacji nastolatkami. Od naukowców należy jednak wymagać szerszego spojrzenia na badane przez nich problemy.
Odnoszę wrażenie, że kwestia tak rozumianej obiektywności badawczej jest zupełnie pomijana podczas kształcenia młodych ekonomistów. Badanie ankietowe przeprowadzone przez Krzysztofa Rybińskiego pokazuje, że polscy ekonomiści są zdecydowanie bardziej przywiązani do hipotez ekonomicznych niż ich amerykańscy koledzy po fachu. Profesor Wojciech Charemza sugeruje, że to wina niepełnego wykształcenia. „W Stanach Zjednoczonych uczą hipotez, a potem uczą krytyki tych hipotez, podczas gdy w Polsce często proces edukacji nie obejmuje krytyki ważnych hipotez ekonomicznych.” Większość teorii i koncepcji jest po prostu traktowana jak dogmaty.
Żałuję, że nauczanie ekonomii nie przypomina w Polsce bardziej nauczania filozofii, gdzie myśl jest zawsze ściśle wiązana z osobą, nazwiskiem, prądem. Nie zaskarbię sobie tym stwierdzeniem sympatii studentów, ale uważam, że powinni mieć po prostu dużo więcej godzin historii myśli ekonomicznej.
Albo zajęć z nurtów heterodoksyjnych: Keynes 101, Guide to Institutional Economics, Why You Should Love Rothbard i takie tam 😉
Tak się składa, że na własnej skórze doświadczam studiów filozoficznych i faktycznie – różnica jest ogromna. Nie wiem czy student ekonomii jest w stanie sobie wyobrazić, żeby na każdych zajęciach wykładowcy powtarzali: „W żadnym wypadku proszę się ze mną nie zgadzać” albo „Najważniejsze żeby się pięknie różnić” albo „Ja jestem przeciwnikiem aborcji, państwo są oczywiście za, i tak jest dobrze” (przykład autentyczny z IF UW).
Porządni filozofowie mają bardzo sensowne kryterium dyskursu: „W nauce nie jest zmartwieniem fałsz, tylko bełkot. Fałsz zawsze można zanegować aby otrzymać prawdę.”
Ja tam nie wiem czy Keynes jest taki heterodoksyjny ale to odłóżmy na bok. Russell Roberts, ekonomista z George Mason University stwierdził w jednym z prowadzonych przez siebie Econtalków, że w sumie to on nie wie kim jest, bo zajmuje się głównie rozmyślaniami nad naturą społeczeństwa i międzyludzkich interakcji. Blisko mu w tym sensie do Hayeka. Ukuł sobie na własne potrzeby termin „filozof doświadczalny” i w sumie coś w tym jest.
BTW, myślę, że stronę http://www.econtalk.org warto wrzucić do Waszej linkowni. Praktycznie każdy Econtalk jest ciekawy, a występują tam nieraz duże nazwiska. Smith, Becker, Friedman, Romer itd.
Nie bez powodu w USA ekonomiści zostają doktorami filozofii 😉
Za EconTalk dziękuję – już dodałem do linków.